wtorek, 16 grudnia 2014

Chicago

W piątek wreszcie nadeszła wyczekiwana wycieczka do Chicago! W piątek rano wyruszyliśmy z domu koordynatorki w 4 godzinną podróż do Chicago - 3 największego miasta w Stanach. Miasto jest rzeczywiście bardzo duże. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Na początku poszliśmy do wielkiej świecącej fasolki w Millenium Park. Spędziliśmy tam chwilkę robiąc zdjęcia i podziwiając wysokie budynki. Następnie  odwiedziliśmy bardzo dobrą restaurację, gdzie zamówiłam naleśniki z owocami, bitą śmietaną, które były polane sosem waniliowym. Były przepyszne! Do tego poprosiłam o shaka z malin i bananów. Za wszystko zapłaciłam około 15 dolarów. Co mnie zaskoczyło to to, że czekając nie na stolik nie trzeba stać w kolejce, dostaje się takie urządzenie, które brzęczy jeśli jest twoja kolej.
Następnie poszliśmy na zakupy na słynną aleję Michigan, gdzie znajdują się sklepy takie jak Zara(która jest bardzo droga tutaj), Banana Republic, Burberry, Macy's, Forever 21, TopShop itd. Pewnie się domyślacie, że byłam w 7 niebie haha Kupiłam sweter w Forever21 i lakier do paznokci w Sephorze. Wieczorem wróciliśmy do hostelu, zjedliśmy obiad i mieliśmy spotkanie z organizatorką. Powiedziała nam, że w sobotę mamy od 11 po południu, do 10 w nocy czas wolny, możemy używać komunikacji miejskiej i że musimy zgłaszać się do naszej koordynatorki co 3 godziny. Byłam bardzo zadowolona i nie mogłam doczekać się soboty. Podczas obiadu, prawie każdy się sobie przedstawiał. Najwięcej było Hiszpanów i Portugalczyków. Ja byłam niestety jedyną osobą z Polski, ale znalazłam dziewczynę z Serbii i Słowacji. Kiedy rozmawiałyśmy w naszych językach, czasami mogłyśmy się zrozumieć. Pokoje były ośmio osobowe, na szczęście byłam z moimi koleżankami (Hiszpania, Brazylia i Polska). Nie spałyśmy całą noc, oczywiście przez nasze rozmowy.
W sobotę całą grupą poszliśmy znowu do wielkiej fasolki, robić zdjęcia, a potem do najwyższego budynku w Chicago. Wjechaliśmy na ostatnie piętro i podziwialiśmy widoki. Naprawdę pięknie, z jednej strony jezioro Michigan, z drugiej wielkie miasto. Również weszliśmy na takie urządzenie, które obracało cię o 100 stopni poziomo nad miastem. Miałam wrażenie jakbym spadała.
Potem mieliśmy czas wolny, więc z dziewczynami poszłyśmy na zakupy. Byłyśmy głodne ale nie wiedziałyśmy co zjeść. Jedna  z nas zaproponowała McDonalda ale ja się nie zgodziłam, bo chciałam zjeść coś z czego słynie z Chicago. Estella zapytała się kogoś na ulicy, czy mógłby wskazać miejsce, to powiedział, żebyśmy poszły za nim. Nie powiem zaniepokoiło mnie to ale poszłyśmy. Zeszliśmy w podziemia, gdzie było strasznie ciemno ale na szczęście zobaczyłyśmy znak restauracji. Weszłyśmy do niej i z ulgą podziękowałyśmy tym ludziom. Kelner zaczął na ans wrzeszczeć żebyśmy się ruszyły i coś zamówiły. To powiedziałyśmy CHEESEBURGER, a on na to DOUBLE CHEESBURGER! I zaczęliśmy się kłócić. Potem co chcemy do picia: colę. Nie ma, chciałem być miły!Kiedy dostałyśmy ketchup i go przekręciłyśmy, żeby go użyć to otworzył się i wylał się sam. Knajpa jest znana z jednego serialu amerykańskiego "Billy Goat." Wszyscy zachowują się jak w tym serialu. Resztę dnia spędziłyśmy na robieniu zdjęć i jeżdżeniu autobusami w poszukiwaniu Hard Rock Cafe, muzeum przemysłu i nauki. Przy czym parę razy się zgubiłyśmy. Cudownie było zobaczyć Chicago nocą! Nawet poszłyśmy zrobić zdjęcia przy metrze i rozmawiałyśmy z ochroniarzem, czy mogłybyśmy nie płacić za bilety tylko zrobić jedno szybkie zdjęcie. I nas wpuścił :) Na razie Chicago jest na pierwszym miejscu, z rankingu co mi się tutaj najbardziej podoba.


Tak wygląda muzeum przemysłu i technologii

Estella i ja



Polska choinka

















Ola










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz