wtorek, 30 grudnia 2014

Christmas Holidays

I niestety już po świętach. Zawsze one szybko lecą, ale te były wyjątkowo szybkie. I teraz czekamy do następnych za rok :) Opiszę teraz w skrócie co się działo przez moje pierwsze amerykańskie święta Bożego Narodzenia.

24.12.14

Środę spędziliśmy w samochodzie. Rano wstaliśmy, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w drogę. Podczas tego próbowałam połączyć się cały czas z moją rodziną, kiedy się w końcu udało, mieliśmy złe połączenie. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, po ostatnie prezenty. Kiedy przyjechaliśmy do "dziadka," szybko się przebraliśmy i pojechaliśmy do kościoła na msze. Trwała około 2 h, następnie wróciliśmy do domu i mieliśmy obiad. Dla amerykanów to jest bardzo duża kolacja. Przed tym zaproponowałam dzielenie się opłatkiem.Mieliśmy lazanię na obiad wigilijny. Trochę inaczej niż w Polsce, przecież my mamy 12 potrwa na stole. Przed obiadem większość osób przebrała się w dresy, niestety. Co też było dla mnie szokiem. W USA nie otwiera się prezentów 24 tylko 25 :/ Więc czekałam całą noc...

25/12/14

Kiedy wstaliśmy zaczęliśmy otwierać prezenty w skarpetach (Christmas Stockings). Każda osoba otwierała jeden prezent po kolei. Robiliśmy to w kółku. Otwieranie samych prezentów ze skarpet trwało około 2 godziny. Następnie zjedliśmy śniadanie i poszliśmy otworzyć większe prezenty. Wiecie w normalne święta dostaję dużo prezentów ale tym razem było ich strasznie dużo. To było bardzo miłe z ich strony, bo myślałam, że dostanę jedynie 2 lub 3.  Moje prezenty były od ubrań, przez maskotkę i słodycze, po biżuterię. Ja narysowałam duży rysunek stajni dla dziadka, Robin i Warrenowi dałam filiżanki i spodki specjalne dla polski i inne. Bardzo się też wszystkim podobały małe prezenciki: cukierek, wielkanocne jajko (ręcznie malowane) i ludzik ze słomy. Następnie zjedliśmy obiad i pojechaliśmy do innej części rodziny, aby tam świętować urodziny brata Warrena. Muszę wam powiedzieć, że bardzo mi się spodobała ta tradycja ze skarpetkami. Co jest śmieszne wszyscy mówili, że na święta będzie dużo jedzenia (więcej niż na święto Dziękczynienia), w Polsce jest dużo więcej. Nie mówię, że swięta mi się nie podobały ale były inne. 

29/12/14

W niedzielę wróciliśmy do domu ale po drodze zatrzymaliśmy się w Grand Rapids, gdzie poszliśmy do muzeum oglądać nowoczesne rzeźby i choinki z całego świata. Polska już bardzie przypominała naszą niż ta w Chicago :) Na obiad poszliśmy do bardzo dobrej restauracji, chyba mojej ulubionej, chociaż jest tam bardzo ale to bardzo głośno.

Dzisiaj musiałam napisać esej na temat mojego doświadczenia w wolontariacie w Stanach, na 500 słów. Trzeba pisać to na każdy semestr czyli tylko 2 razy! 

Mam nadzieję, że wasze święta minęły bardzo dobrze, w magicznej atmosferze! 
Teraz czekamy na Nowy Rok, jakieś plany? Bo u mnie na razie nie...

W kościele

Moja skarpeta, uszyta przez Robin


Moje prezenty ze skarpety

Dziadek i Nancy zachwycają się rysunkiem ;)

Nasza choinka z prezentami


Robin i ja pozując do zdjęcia

Występujemy!


Tak, to jest rzeźba... I ja taka mała pod kopytem

Małe boisko, zrobione z drewna

Polska choinka

Mój rysunek

A to ja :) Tak świątecznie

Tęsknię Warszawko!


Ola



środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas

Życzę wszystkim czytelnikom mojego bloga i nie tylko wesołych, radosnych świąt! Dużo prezentów, dobrego jedzenia, miłej rodzinnej atmosfery. Dla tych, którzy są z dala od rodziny, żeby poczuli się jak w domu z osobami, które Boże Narodzenie świętują!

Każdy już czym prędzej bieży,
by dołączyć do pasterzy.
I ja spieszę z życzeniami,
bo nie mogę być tam z Wami.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
i niech dobro wśród Was gości.
I niech Boga wielka moc
na Was spłynie w świętą noc.

Prawdopodobnie zastanawiacie się nad pytaniem jak mi idą przygotowania do świąt? Czy są one inne niż w Polsce? Albo jak się czuję, gdy spędzam najbardziej rodzinne święto, z dala od moich bliskich? Cóż, powiem wam, że jest ciężko, bo przypominam sobie, nawet najdrobniejsze szczegóły z naszej polskiej wigilii, z moją rodziną. Nie tęsknię bardzo za domem ale to nie znaczy, że ten czas jest dla mnie trudny. Nawet święta będą inne. Po raz pierwszy spędzę je z innymi osobami niż moja najbliższa rodzinna.  Rodzice wysłali mi prezenty na święta z Polski do Stanów, już od razu chciałam je otworzyć, gdy nagle zobaczyłam wielką, białą kartę, z napisem OTWORZYĆ 24 GRUDNIA. Niestety otworzę je dopiero 25, ponieważ 24 idzie się do kościoła, a 25 je się wielkie śniadanie i potem dopiero można otworzyć prezenty.
Od zeszłego piątku nie chodzę do szkoły, jest już przerwa! 18 pięknych dni bez szkoły :) Nasza (niestety sztuczna) choinka jest już gotowa od paru tygodni, tak samo jak cały dom. Wszystko już czeka na święta. Typową tradycją dla Amerykanów jest robienie skarpet świątecznych tak zwane Christmas Stocking link. Wkłada się tam małe prezenty, tak jak w Polsce mamy Małego Mikołaja tak tutaj są świąteczne skarpety. Dzisiaj robiłyśmy z Robin świąteczne ciasteczka. Wyszły przepyszne! Małe czerwone gwiazdki albo zielone choinki.
Następnego posta napiszę za tydzień!
!!!WESOŁYCH ŚWIĄT!!!





Ola

wtorek, 16 grudnia 2014

Chicago

W piątek wreszcie nadeszła wyczekiwana wycieczka do Chicago! W piątek rano wyruszyliśmy z domu koordynatorki w 4 godzinną podróż do Chicago - 3 największego miasta w Stanach. Miasto jest rzeczywiście bardzo duże. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Na początku poszliśmy do wielkiej świecącej fasolki w Millenium Park. Spędziliśmy tam chwilkę robiąc zdjęcia i podziwiając wysokie budynki. Następnie  odwiedziliśmy bardzo dobrą restaurację, gdzie zamówiłam naleśniki z owocami, bitą śmietaną, które były polane sosem waniliowym. Były przepyszne! Do tego poprosiłam o shaka z malin i bananów. Za wszystko zapłaciłam około 15 dolarów. Co mnie zaskoczyło to to, że czekając nie na stolik nie trzeba stać w kolejce, dostaje się takie urządzenie, które brzęczy jeśli jest twoja kolej.
Następnie poszliśmy na zakupy na słynną aleję Michigan, gdzie znajdują się sklepy takie jak Zara(która jest bardzo droga tutaj), Banana Republic, Burberry, Macy's, Forever 21, TopShop itd. Pewnie się domyślacie, że byłam w 7 niebie haha Kupiłam sweter w Forever21 i lakier do paznokci w Sephorze. Wieczorem wróciliśmy do hostelu, zjedliśmy obiad i mieliśmy spotkanie z organizatorką. Powiedziała nam, że w sobotę mamy od 11 po południu, do 10 w nocy czas wolny, możemy używać komunikacji miejskiej i że musimy zgłaszać się do naszej koordynatorki co 3 godziny. Byłam bardzo zadowolona i nie mogłam doczekać się soboty. Podczas obiadu, prawie każdy się sobie przedstawiał. Najwięcej było Hiszpanów i Portugalczyków. Ja byłam niestety jedyną osobą z Polski, ale znalazłam dziewczynę z Serbii i Słowacji. Kiedy rozmawiałyśmy w naszych językach, czasami mogłyśmy się zrozumieć. Pokoje były ośmio osobowe, na szczęście byłam z moimi koleżankami (Hiszpania, Brazylia i Polska). Nie spałyśmy całą noc, oczywiście przez nasze rozmowy.
W sobotę całą grupą poszliśmy znowu do wielkiej fasolki, robić zdjęcia, a potem do najwyższego budynku w Chicago. Wjechaliśmy na ostatnie piętro i podziwialiśmy widoki. Naprawdę pięknie, z jednej strony jezioro Michigan, z drugiej wielkie miasto. Również weszliśmy na takie urządzenie, które obracało cię o 100 stopni poziomo nad miastem. Miałam wrażenie jakbym spadała.
Potem mieliśmy czas wolny, więc z dziewczynami poszłyśmy na zakupy. Byłyśmy głodne ale nie wiedziałyśmy co zjeść. Jedna  z nas zaproponowała McDonalda ale ja się nie zgodziłam, bo chciałam zjeść coś z czego słynie z Chicago. Estella zapytała się kogoś na ulicy, czy mógłby wskazać miejsce, to powiedział, żebyśmy poszły za nim. Nie powiem zaniepokoiło mnie to ale poszłyśmy. Zeszliśmy w podziemia, gdzie było strasznie ciemno ale na szczęście zobaczyłyśmy znak restauracji. Weszłyśmy do niej i z ulgą podziękowałyśmy tym ludziom. Kelner zaczął na ans wrzeszczeć żebyśmy się ruszyły i coś zamówiły. To powiedziałyśmy CHEESEBURGER, a on na to DOUBLE CHEESBURGER! I zaczęliśmy się kłócić. Potem co chcemy do picia: colę. Nie ma, chciałem być miły!Kiedy dostałyśmy ketchup i go przekręciłyśmy, żeby go użyć to otworzył się i wylał się sam. Knajpa jest znana z jednego serialu amerykańskiego "Billy Goat." Wszyscy zachowują się jak w tym serialu. Resztę dnia spędziłyśmy na robieniu zdjęć i jeżdżeniu autobusami w poszukiwaniu Hard Rock Cafe, muzeum przemysłu i nauki. Przy czym parę razy się zgubiłyśmy. Cudownie było zobaczyć Chicago nocą! Nawet poszłyśmy zrobić zdjęcia przy metrze i rozmawiałyśmy z ochroniarzem, czy mogłybyśmy nie płacić za bilety tylko zrobić jedno szybkie zdjęcie. I nas wpuścił :) Na razie Chicago jest na pierwszym miejscu, z rankingu co mi się tutaj najbardziej podoba.


Tak wygląda muzeum przemysłu i technologii

Estella i ja



Polska choinka

















Ola










Cheerleading


Dzisiaj miałam pierwsze zawody (pokazy) cheerleaderskie. Miałyśmy bardzo ładne stroje, tak te typowe dla cheerleaderek. Niestety tym razem ja siedziałam na ławce, jeszcze nie jestem wystarczająco dobra, żeby występować. Są trzy rundy; pierwsza, jest najłatwiejsza; druga jest trudniejsza i początek dla każdej drużyny jest taki sam; ostatnia jest najtrudniejsza i trzeba być bardzo rozciągniętym, żeby robić wszystkie przewroty, stania na rękach, skoki itd.
Miałyśmy dobry czas i każda drużyna sobie pomagała, nie jak na siatkówce, że drużyny nie odzywają się do siebie. Strój cheerleaderki składa się z body, krótkich spodenek, spódnicy (bardzo krótkiej!), bluzki i białych butów do sportów. Body jest strasznie niewygodne no ale cóż ;)





Ola