We wtorek rozpoczęła się nasza podróż do jednego z
największych wodospadów na świecie.
Ścisnęliśmy się wszyscy, pięć osób, w samochód, który wypożyczyła moja
Mama z Moniką. Ja siedziałam po środku, na tylnym siedzeniu przez
większość czasu; co dało znaki w
Buffalo. Nie musieliśmy tam wynajmować hotelu, ponieważ siostra Warrena, Nancy,
ma tam dom i nas ugościła. W trakcie drogi poszliśmy do mojego ulubionego Fast
Fooda – Wendy’s. Niestety, one go nie polubiły, a Monika miała nawet miała małe
zatrucie żołądkowe. Stwierdziliśmy, że już tam nie pójdziemy :/ Dojechaliśmy na godzinę dziewiątą do Nancy,
przedstawiłam je sobie; troszkę porozmawialiśmy, ustaliliśmy co robimy w środę
i poszliśmy spać.
Rano wstaliśmy, Warren zrobił wafle i zebraliśmy się do
pojechania do Niagary, co zajęło nam z 30 minut. Wcześniej ustaliliśmy, że popłyniemy łódką,
zobaczyć z dołu wodospad, a później zobaczymy wszystkie punkty widokowe wzdłuż Niagary.
Muszę was ostrzec, kiedy idziecie na łódkę, będziecie bardzo mokrzy ale to
bardzo. Są piękne widoki z dołu, można zobaczyć tęczę i ptaki krążące nad
rzeką. Przed wejściem na pokład dostaje się niebieskie kurtki przeciwdeszczowe.
Przy samych wodospadach jest bardzo wietrznie i mokro. Zawiązałam paręnaście
supłów na tej kurtce, bo strasznie się miotała i była za duża. Same wodospady
są przepiękne, pokazują swoją moc. Jest tam punkt, zwany podkową końską, gdzie
pare wodospadów kształtuje podkowę. Kiedy podpływa się tam woda pryska na
wszystkie strony, nie ma sposobu jak zrobić zdjęcia w tym miejscu. Kiedy wróciliśmy na ląd,
podeszliśmy pod sam wodospad. Według mnie nie opłacało się tam iść, ponieważ
jeszcze bardziej byliśmy mokrzy i tak samo jak wcześniej nie zrobiliśmy żadnych
zdjęć. Po drugiej stronie wodospadu, było miejsce, gdzie można było wejść
całemu do spadającej wody. Później poszliśmy zjeść obiad, który był strasznie
drogi na to co dostaliśmy i nie dobry. Nie idźcie do budynku, gdzie są
sprzedawane wszystkie kuchnie świata, jest drogo i nie za dobrze. Już lepiej
pójść do Hard Rock Cafe po drugiej stronie ulicy. Bardzo polecam pójście na trzy wyspy sióstr.
Praktycznie można stanąć na środku rwącej rzeki. Spotkałyśmy też tam polaków i
się przywitałyśmy. Widoki są niesamowite, przepiękne, wręcz nie mam słów, które
to można by było opisać. Niestety wszystko jest drogie ale wart swojej
ceny. Następnego dnia rano pojechaliśmy
w drogę powrotną do domu.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Cleavelant , w muzeum Rock
& Rolla. Bardzo polecam, wejście jest za 20 dolarów. Można tam poczytać o
historii rocka i o słynnych wokalistach i grupach muzycznych, jak również
posłuchać muzyki i zobaczyć stroje z różnych stylów muzyki. Same muzeum jest
umieszczone w trójkątnym ostrokącie z dużymi szybami. Pod sufitem są
umieszczone kolorowe samochody i hot dog ;) Bardzo mi się tam podobało. W domu
byliśmy na godzinę 23. Od razu poszliśmy spać, bo rano musiałam pożegnać się
ostatni raz.
Moja Mama, ja i Monika
Warren i Robin
Ola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz