Ola
niedziela, 21 czerwca 2015
San Francisco
San Francisco jest naszym ostatnim punktem podróży, z tego miejsca wracamy do Polski ale nadal mamy parę dni tutaj. Dzisiaj był pierwszy dzień, zatrzymałyśmy się u kolegi mojej rodziny. Rano wstałyśmy i zjadłyśmy pancakes na śniadanie. Były przepyszne! Szczególnie z owocami i sosem z marakui (specjalnie przywiezionym z Hawaii.) Następnie pojechaliśmy zwiedzić miasto, dzisiaj generalnie jeździliśmy samochodem, ja wolałabym pochodzić po mieście i poczuć klimat ale już mama obiecała mi, że wrócimy i przejedziemy się tymi sławnymi tramwajami i przejdziemy się. Miasto jest różnorodne! Jest chińska dzielnica; jest koreańska dzielnica; nawet dzielnica dla homoseksualistów! W tej ostatniej wiszą flagi z tęczą, nawet przejście dla pieszych jest w kolorach tęczy! W sklepach jest tęcza i na snapchatcie ta dzielnica jest w kolorach tęczy! Ludzie są tak różni, dzisiaj jeżdżąc samochodem jakaś pani na ulicy pokazała nam środkowy palec, ponieważ przestraszyła się jazdy mojej mamy. Widziałyśmy dzisiaj Golden Gate Bridge, jest przepiękny. Taki jak na zdjęciach! W SF strasznie wieje, w jednej uliczce może być ciepło, a kiedy przejdziesz do następnej będzie strasznie zimno. Każda ulica od oceanu to 1 stopień cieplej. Podobała mi się również dzielnica takiego pokoju, hipisów. Tam po obydwu stronach ulicy rozciągają się różne sklepy z ubraniami. Weszłyśmy do jednego z sukienkami z lat 80 i wszystko było nowe. Niektóre osoby naprawdę jeszcze noszą takie ubrania, Są tam również sklepy z ubraniami, które są z bardzo dobrych materiałów, a są bardzo tanie. Chciałam sobie kupić białą bluzkę z koronką ale niestety była porwana :/ A szkoda, bo bardzo mi się podobała. Jutro jedziemy zobaczyć inną część San Francisco.
Sequoia National Park
Wczoraj, czyli 17 czerwca pojechałyśmy do Sequoia Park. Jest
to rozległy park, z dzikimi zwierzętami i na samych górach ogromnymi drzewami. Są to drzewa, które pamiętają czasy
Jezusa. Drzewa ś atak ogromne, że 5 osób musi je obejmować. Drzewa są większe
niż rakieta odrzutowa i Statua Wolności, są trochę mniejsze niż Pałac Kultury i
Nauki. Teraz ,mniej więcej możecie sobie wyobrazić jak one wyglądają. Będąc w
parku zobaczyłyśmy małego niedźwiadka, który chodził sobie po parkingu, ja
tylko czekałam na mamę niedźwiadka J
Ten park, również mi się podobał ale nie zrobił na mnie większego wrażenia.
Wracając do hotelu zatrzymałyśmy się na lokalną ale jaką pyszną pizze, a potem,
ma shake w barze w stylu lat 50 i słuchałyśmy takiej muzyki jadąc już w drogę
powrotną. Było bardzo stylowo haha
Ola
Grand Canyon
We wtorek pojechałyśmy do Grand Canyon, w rzeczywistości to
był Bryce Canyon (to jest inna część tego kanionu.) Było tam przepięknie, na
początku były tylko jakieś drzewa i łąki, ale w miarę jak wjeżdżało się na górę
było tylko lepiej i lepiej. Bardzo zachęcam, aby wziąć busik, który ma swoje
przystanki przy punktach widokowych. Również, żeby przejść się jedną ze ścieżek
w górach, wysiąść z samochodu albo busa i faktycznie poczuć rozciągającą się
wokół przyrodę. My podjęłyśmy się szlaku, który prowadził z jednego punktu
widokowego do drugiego. Widoki były cudowne, wysokie, czerwone skały/ góry po
obydwu stronach. Oczywiście też było strasznie gorąco. Na początku było
pięknie, ale kiedy się zmęczyłyśmy i przeszłyśmy szlak, góry były
zniewalające. Tak samo jak w Red Rock,
kolory pomarańczy i czerwieni przeważały, nad zielenią. Bardzo mi się podobało i na mojej liście
najpiękniejszych parków zamieściłam to na miejscu 3, za Zion National Park i
Niagara Falls.
Ola
czwartek, 18 czerwca 2015
Zion National Park
Następnego dnia wyjechałyśmy z Las Vegas i pojechałyśmy do
Zion National Park, jest to około 3 godziny drogi. Sam przejazd jest
przepiękny. Po obydwu stronach drogi roztaczają się wysokie góry, z różnymi
kolorami . Nie wiem dlaczego ale kiedy tylko wsiadamy do samochodu od razu idę
spać. Do wjazd do Zion
trzeba zapłacić 25 dolarów. My zdecydowałyśmy się na ostatnią trasę w wąwozie –
przejście rzeką. Można kupić specjalne buty i laskę żeby podpierać się będąc
już w rzece. My się na to nie zdecydowałyśmy i poszłyśmy tak jak większość
ludzi w normalnym obuwiu. Za to specjalne trzeba się wrócić do miejscowości i
zapłacić 25 dolarów. Chociaż laska była by przydatna. My sobie bez nich
poradziłyśmy. Wzięłyśmy busa, który
prowadzi na sam koniec. Widoki były przepiękne, ale nawet zdjęcia tego nie
oddadzą; musicie sami tam pojechać. Na początku wejścia do rzeki było bardzo
dużo ludzi, ale z czasem zostawało tylko parę. Nurt rzeki stał się rwący i było
więcej kamieni. Bardzo mi się to
podobało, ponieważ miałam takie uczucie, że chodzenie w rzece w górach nie jest
zabronione. Tylko jedna uwaga, jeżeli się tam wybieracie, zabierzcie ze sobą
takie buty do wody z twarda podeszwą.
Red Rock i Tama Hoovera
Następnego dnia, rano pojechałyśmy do Red Rock, są to
czerwone góry. Oczywiście było gorąco
ale wytrzymałyśmy. Za wjazd trzeba zapłacić 7 dolarów. Góry są przepiękne, w
różnych kolorach pomarańczy i czerwieni. Wyglądały jakby ktoś zrobił bąble z
gór i posadził je na sobie. Można było wejść na samą górę, niestety nie ma
żadnych zabezpieczeń, więc wchodzisz na własne ryzyko. Ja bardzo chciałam ale
nie miałyśmy odpowiednich butów. Później jeździłyśmy samochodem z jednego
punktu widokowego do drugiego. Odległości są bardzo duże. Z każdego punktu można
było zobaczyć inne widoki, wszystkie były piękne.
Po południu została Tama Hoovera, którą zobaczyłyśmy w 5
minut, dosłownie. Było tak gorąco, że nie mogłyśmy tam zostać. Tama była
ogromna, nad nią został zbudowany most, którym można było się przejść. Tama
była podzielona na stronę w Arizonie i w Nevadzie. Ona mi się na ten moment
najmniej podobała.
Zdjęcia z Red Rock dodam, kiedy moja komórka będzie w końcu działała poprawnie.
Zdjęcia z Red Rock dodam, kiedy moja komórka będzie w końcu działała poprawnie.
Ola
Las Vegas
Pierwszego dnia poszłyśmy na zakupy, ponieważ na dworze było
strasznie gorąco. Tam centrum handlowe jest na otwartym powietrzu, ze sklepu do
sklepy można przejść wchłaniając słońce. Zostałyśmy tam z 2 godziny. Poszłyśmy
do Calvina Kleina, Banana Republick, DKNY, Tom Helfinger i parę innych. Od razu odpowiadam na pytanie czy ubrania są
droższe niż w Polsce, czy nie. To zależy, opłaca się kupować kosmetyki i na
pewno ubrania w lepszych sklepach, ponieważ one są dużo tańsze niż u nas. Szczególnie
zachęcam odwiedzenie outletów z lepszymi markami. Kupiłam torebkę Celvina
Kleina, również bluzkę i sweter w Banana Republick. Zdjęcia zamieszczone są
poniżej.
Wieczorem poszłyśmy do miasta. Na głównym bulevardzie po
obydwu stronach drogi, były hotele z różnymi ‘zdobieniami’ przy głównych
wejściach. W każdym hotelu jest kasyno, najsłynniejsze z nich to Belaggio, z
dużą fontanną przed nim. Co 8 minut można zobaczyć tam pokaz świateł, do granej
jazzowej muzyki jest ustawiona fontanna i światła, które ruszają się w rytm
muzyki. Warto zobaczyć, było cudownie. Na ulicach są ustawieni ludzie i
pokazują swoje talenty. Generalnie jest bardzo głośno, tłoczno i można
powiedzieć kiczowato, chociaż ma to swój urok. Ludzie imprezują na ulicach i w
klubach, do których możesz wejść mając 21 lat i powyżej. Ale jest też mnóstwo
atrakcji dla młodzieży i dzieci, są parki wodne, parki rozrywki, skoki ze
spadochronem. Warte zobaczenia są też koncerty i różne przedstawienia jak
burleska albo Cirque de Solei. Jest to jeden z najpopularniejszych cyrków na świecie. Niestety my niczego nie zobaczyłyśmy ale wiem, że są
spektakularne. Jeżeli jednak się skusicie, to warto żebyście poszli do Visit
Center i tam pozbierali ulotki, z nimi zazwyczaj ma się przeceny.
Ola
Rozpoczęcie nowej przygody
Rano w piątek, musiałam pożegnać się z Robin i Warrenem,
ponieważ z Mamą i Moniką miałyśmy zaplanowane 2 tygodnie w Stanach, na różnych
rozrywkach. Był płacz i przytulanie się, potwierdzanie, że hości przyjadą za
rok do Warszawy. Jestem bardzo
zadowolona, że właśnie oni mnie wybrali i mogłam z nimi cieszyć się moją 10
miesięczną przygodą w Stanach, nawet pomimo małych nieporozumień, które czasami
występowały między nami. Raz Robin
powiedziała, że przed wyjazdem nie zdajesz sobie sprawy, że opuszczasz dom,
rodzinę i przyjaciół na prawie rok; jak już przyjedziesz nie wierzysz, że już
tu jesteś; kiedy wrócisz to wydaje się jak sen, chociaż było prawdziwe. Kiedy
spotkałam się z moją Mamą, wydawało mi się, że nie widziałam jej tylko jeden
dzień, a nie 10 miesięcy. Spakowałyśmy
wszystkie bagaże i wyruszyłyśmy do Chicago, gdzie czekał na nas samolot o 9 w
nocy. Pożegnałam się z miasteczkiem. Moja wymiana nie była perfekcyjna,
zaczynając od początku, wszystko wyobrażałam sobie inaczej; rodzinkę, szkołę,
miasto. Pochodzę z Warszawy, więc taka drastyczna zmiana z prawie 2 milionów
ludzi do 1 tys. była bardzo trudna. Nie
wiem, czy warto sobie wyobrażać wymianę i jak ona będzie wyglądała, bo można
się bardzo zawieść, albo mieć bardzo miłą niespodziankę, gdzie wszystko będzie
tak jak sobie wyobrażamy. Pomimo, niektórych rzeczy, które mi się nie podobały
to naprawdę warto pojechać na taką wymianę; język, który się zyskuje i
przyjaciół i takie otwarcie na świat jest niesamowite. Powracając do naszej podróży, Monika
poprosiła mnie żebym sprawdziła jej telefon w torebce i zobaczyłam, że jest tam
paszport. Zapomniałam paszportu! Musiałyśmy się wracać, na szczęście byłyśmy z
10 minut od miasteczka. Robin i Warren bardzo się zdziwili, kiedy wróciłam do
domu haha Ale potem musieliśmy zrobić wszystko jeszcze raz. Tym razem już nie
musiałyśmy się wracać. Do samego Chicago dojechałyśmy w 4 godziny, ale potem
stałyśmy w korku z 2godziny. Miałyśmy nadzieję, że pozwiedzamy jeszcze miasto
ale już nie było sensu. Mama oddała samochód i pojechałyśmy na lotnisko.
Miałyśmy z 3 godziny do odlotu ale już oddałyśmy walizki i weszłyśmy do części
lotniska, z której nie można wyjść, tam zjadłyśmy coś i pochodziłyśmy sobie.
Samo lotnisko nie jest zbyt duże, a nawet porównywalne do naszego w Warszawie.
Nasz lot został opóźniony o godzinę, więc boarding zaczął się o 10 w nocy.
Nasza linia lotnicza była bardzo zabawna, pilot i stewardesy podchodzili do
wszystkiego na luzie i nawet żartowali sobie ze wszystkiego. Jeżeli ktoś
zapaliłby papierosa, za pierwszym razem dostaje ostrzeżenie; za drugim zamknął
go w łazience; a za trzecim może zapalić papierosa w powietrzu, bo go wyrzucą.
To brzmiało śmieszniej, kiedy pilot to mówił J
Pierwszy raz spałam w samolocie, zawsze mam obawy, że ktoś mi coś ukradnie… Lot
trwał z 4 godziny. Wylądowałyśmy w Las Vegas
o godzinie 11.40 licząc ze zmianą czasu. Gorące powietrze uderzyło nas w twarze. Termometr pokazywał 107F, czyli
z 43 C! Pierwszą rzecz, którą zobaczyłyśmy na lotnisku było mnóstwo kasyn. Następnie odebraliśmy bagaże i pojechałyśmy
busem do wypożyczalni samochodów. Czekałyśmy z 2 godziny na samochód, więc
pospałam sobie na krzesłach w poczekalni ; tak jak połowa innych ludzi.
Dostałyśmy samochód i dojechałyśmy do hotelu. Od razu położyłyśmy się spać i
wstałyśmy około 11 rano. Tak zakończyła się nasza podróż do Las Vegas.
Niagara Falls
We wtorek rozpoczęła się nasza podróż do jednego z
największych wodospadów na świecie.
Ścisnęliśmy się wszyscy, pięć osób, w samochód, który wypożyczyła moja
Mama z Moniką. Ja siedziałam po środku, na tylnym siedzeniu przez
większość czasu; co dało znaki w
Buffalo. Nie musieliśmy tam wynajmować hotelu, ponieważ siostra Warrena, Nancy,
ma tam dom i nas ugościła. W trakcie drogi poszliśmy do mojego ulubionego Fast
Fooda – Wendy’s. Niestety, one go nie polubiły, a Monika miała nawet miała małe
zatrucie żołądkowe. Stwierdziliśmy, że już tam nie pójdziemy :/ Dojechaliśmy na godzinę dziewiątą do Nancy,
przedstawiłam je sobie; troszkę porozmawialiśmy, ustaliliśmy co robimy w środę
i poszliśmy spać.
Rano wstaliśmy, Warren zrobił wafle i zebraliśmy się do
pojechania do Niagary, co zajęło nam z 30 minut. Wcześniej ustaliliśmy, że popłyniemy łódką,
zobaczyć z dołu wodospad, a później zobaczymy wszystkie punkty widokowe wzdłuż Niagary.
Muszę was ostrzec, kiedy idziecie na łódkę, będziecie bardzo mokrzy ale to
bardzo. Są piękne widoki z dołu, można zobaczyć tęczę i ptaki krążące nad
rzeką. Przed wejściem na pokład dostaje się niebieskie kurtki przeciwdeszczowe.
Przy samych wodospadach jest bardzo wietrznie i mokro. Zawiązałam paręnaście
supłów na tej kurtce, bo strasznie się miotała i była za duża. Same wodospady
są przepiękne, pokazują swoją moc. Jest tam punkt, zwany podkową końską, gdzie
pare wodospadów kształtuje podkowę. Kiedy podpływa się tam woda pryska na
wszystkie strony, nie ma sposobu jak zrobić zdjęcia w tym miejscu. Kiedy wróciliśmy na ląd,
podeszliśmy pod sam wodospad. Według mnie nie opłacało się tam iść, ponieważ
jeszcze bardziej byliśmy mokrzy i tak samo jak wcześniej nie zrobiliśmy żadnych
zdjęć. Po drugiej stronie wodospadu, było miejsce, gdzie można było wejść
całemu do spadającej wody. Później poszliśmy zjeść obiad, który był strasznie
drogi na to co dostaliśmy i nie dobry. Nie idźcie do budynku, gdzie są
sprzedawane wszystkie kuchnie świata, jest drogo i nie za dobrze. Już lepiej
pójść do Hard Rock Cafe po drugiej stronie ulicy. Bardzo polecam pójście na trzy wyspy sióstr.
Praktycznie można stanąć na środku rwącej rzeki. Spotkałyśmy też tam polaków i
się przywitałyśmy. Widoki są niesamowite, przepiękne, wręcz nie mam słów, które
to można by było opisać. Niestety wszystko jest drogie ale wart swojej
ceny. Następnego dnia rano pojechaliśmy
w drogę powrotną do domu.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Cleavelant , w muzeum Rock
& Rolla. Bardzo polecam, wejście jest za 20 dolarów. Można tam poczytać o
historii rocka i o słynnych wokalistach i grupach muzycznych, jak również
posłuchać muzyki i zobaczyć stroje z różnych stylów muzyki. Same muzeum jest
umieszczone w trójkątnym ostrokącie z dużymi szybami. Pod sufitem są
umieszczone kolorowe samochody i hot dog ;) Bardzo mi się tam podobało. W domu
byliśmy na godzinę 23. Od razu poszliśmy spać, bo rano musiałam pożegnać się
ostatni raz.
Moja Mama, ja i Monika
Warren i Robin
Ola
Subskrybuj:
Posty (Atom)