24.12.14
Środę spędziliśmy w samochodzie. Rano wstaliśmy, spakowaliśmy samochód i wyruszyliśmy w drogę. Podczas tego próbowałam połączyć się cały czas z moją rodziną, kiedy się w końcu udało, mieliśmy złe połączenie. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, po ostatnie prezenty. Kiedy przyjechaliśmy do "dziadka," szybko się przebraliśmy i pojechaliśmy do kościoła na msze. Trwała około 2 h, następnie wróciliśmy do domu i mieliśmy obiad. Dla amerykanów to jest bardzo duża kolacja. Przed tym zaproponowałam dzielenie się opłatkiem.Mieliśmy lazanię na obiad wigilijny. Trochę inaczej niż w Polsce, przecież my mamy 12 potrwa na stole. Przed obiadem większość osób przebrała się w dresy, niestety. Co też było dla mnie szokiem. W USA nie otwiera się prezentów 24 tylko 25 :/ Więc czekałam całą noc...
25/12/14
Kiedy wstaliśmy zaczęliśmy otwierać prezenty w skarpetach (Christmas Stockings). Każda osoba otwierała jeden prezent po kolei. Robiliśmy to w kółku. Otwieranie samych prezentów ze skarpet trwało około 2 godziny. Następnie zjedliśmy śniadanie i poszliśmy otworzyć większe prezenty. Wiecie w normalne święta dostaję dużo prezentów ale tym razem było ich strasznie dużo. To było bardzo miłe z ich strony, bo myślałam, że dostanę jedynie 2 lub 3. Moje prezenty były od ubrań, przez maskotkę i słodycze, po biżuterię. Ja narysowałam duży rysunek stajni dla dziadka, Robin i Warrenowi dałam filiżanki i spodki specjalne dla polski i inne. Bardzo się też wszystkim podobały małe prezenciki: cukierek, wielkanocne jajko (ręcznie malowane) i ludzik ze słomy. Następnie zjedliśmy obiad i pojechaliśmy do innej części rodziny, aby tam świętować urodziny brata Warrena. Muszę wam powiedzieć, że bardzo mi się spodobała ta tradycja ze skarpetkami. Co jest śmieszne wszyscy mówili, że na święta będzie dużo jedzenia (więcej niż na święto Dziękczynienia), w Polsce jest dużo więcej. Nie mówię, że swięta mi się nie podobały ale były inne.
29/12/14
W niedzielę wróciliśmy do domu ale po drodze zatrzymaliśmy się w Grand Rapids, gdzie poszliśmy do muzeum oglądać nowoczesne rzeźby i choinki z całego świata. Polska już bardzie przypominała naszą niż ta w Chicago :) Na obiad poszliśmy do bardzo dobrej restauracji, chyba mojej ulubionej, chociaż jest tam bardzo ale to bardzo głośno.
Dzisiaj musiałam napisać esej na temat mojego doświadczenia w wolontariacie w Stanach, na 500 słów. Trzeba pisać to na każdy semestr czyli tylko 2 razy!
Mam nadzieję, że wasze święta minęły bardzo dobrze, w magicznej atmosferze!
Teraz czekamy na Nowy Rok, jakieś plany? Bo u mnie na razie nie...
W kościele
Moja skarpeta, uszyta przez Robin
Moje prezenty ze skarpety
Dziadek i Nancy zachwycają się rysunkiem ;)
Nasza choinka z prezentami
Robin i ja pozując do zdjęcia
Występujemy!
Tak, to jest rzeźba... I ja taka mała pod kopytem
Małe boisko, zrobione z drewna
Polska choinka
Mój rysunek
A to ja :) Tak świątecznie
Tęsknię Warszawko!
Ola